24 maja 2014

6. Heavy in your arms

                Cały poranek byłam rozkojarzona. Gdy zeszłam na dół na śniadanie, przez chwilę miałam wrażenie, że On tu jest. Czułam tą dziwną energię, z którą zawsze miałam do czynienia, gdy był w pobliżu. Rozglądałam się na wszystkie strony, ale nigdzie nie zauważyłam jego rzucającej się w oczy sylwetki. Na małej sali, którą właściciel pensjonatu opisał wczoraj jako jadalnię było tylko 5 osób; dwie starsze kobiety, które siedziały przy jednym stoliku i ze zmartwionymi minami zawzięcie o czymś dyskutowały, jakaś zakochana para, która wyglądała na mniej niż 20 lat i mężczyzna w czarnych, startych spodniach i białym podkoszulku, czytający gazetę przez co nie widziałam jego twarzy. Podeszłam do okienka, gdzie odbierało się jedzenie. Wzięłam słodkiego rogalika, jajecznicę i sok pomarańczowy i posłałam słaby uśmiech kobiecie, która mi to wszystko podała na porysowanej czerwonej tacy. Usiadłam sama i zaczęłam jeść swoje śniadanie z nieobecną miną. Moje myśli były daleko stąd. Czułam, że jestem kimś innym niż wczoraj o tej porze. Wcześniej żyłam w nieświadomości, że coś jest ze mną nie tak. Musiałam się jak najwięcej dowiedzieć o tym świecie. Zabezpieczyć się jakoś przed Nimi. Niewiele mogłam zdziałać skoro każdy z Nich mógł zapewne sterować moim ciałem w powietrzu jak lalką, tak jak zrobił to On. Nie chciałam wymawiać jego imienia nawet w myślach. Poza tym było idiotyczne. Nikt w tych czasach się tak nie nazywał. A on wyglądał najwyżej na 27/8 lat i to tylko dlatego, że gdy był zły to w jego rysach pojawiała się jakaś surowość, która przeczyła temu, że mógłby być młodszy. Ale z drugiej strony był aniołem. Nikt nie powiedział, że oni żyją tyle co ludzie. Prawdopodobnie taka myśl była niesamowicie głupia. Musieli być nieśmiertelni. A to by znaczyło, że ten cały aniołek jest zapewne starszy od mojego świętej pamięci pradziadka, kimkolwiek on był. Miałam tyle pytań... 'Może udzielę Ci na nie odpowiedzi?' Prawie spadłam z krzesła, gdy usłyszałam ten głos. Jego głos. W swojej głowie. Zaczęłam rozglądać się dookoła siebie szukając tego cholernego idioty, który zapomniał wspomnieć, że potrafi mi czytać w myślach. Myślałam, że nie ma władzy nad moim umysłem, to dlaczego potrafi wpychać swoje myśli do mojej głowy? Zamknęłam oczy i zacisnęłam zęby z wściekłości. Skoro to potrafił to dlaczego nie uwierzył mi na dachu, że nie jestem żadnym zagrożeniem? 'Wynocha z mojej głowy!' - krzyknęłam w myślach skupiając się tak samo jak wtedy kiedy chciałam zablokować jego władzę nad moim umysłem. Nie wiedziałam czy podziałało, ale poczułam się nieco lepiej, bo nie usłyszałam więcej jego głosu. Zamiast tego usłyszałam dźwięk odsuwanego krzesła, który automatycznie zwrócił moją uwagę. Otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia.
                - To są chyba jakieś żarty - mruknęłam.
                - Podobno należę do tych bez poczucia humoru, Ano. - Usłyszałam nad sobą ten irytująco jedwabisty i głęboki głos, a chwile później szmaragdowe oczy spoglądały na mnie z naprzeciwka.
                A myślałam, że jestem bezpieczna. Że mimo wszystko mnie nie znajdzie. Jak głupia mogłam być? Harold siedział przede mną w czarnych, startych spodniach, białym podkoszulku i gazetą w dłoni. Był tym kogo wzięłam za zwykłego człowieka, który zatrzymał się tymczasowo w pensjonacie. Byłam naiwna sądząc, że zostawi mnie w spokoju. Wyglądał zupełnie inaczej w normalnych ubraniach. Wczoraj w czarnym garniturze zdawał się być nieprzystępny, a ciemny kolor nadawał mu wręcz nieludzkiego wyrazu. Dzisiaj wyglądał jak zwykły mężczyzna poza faktem, że zwykły zdecydowanie nie był, a jego uroda pasowała tu jak plazma do slumsów. Jego wygląd powinien być zabroniony.
                - Przestaje mnie jednak bawić to, że wiecznie mi uciekasz - powiedział z nutką groźby w głosie. Splótł palce i podłożył je pod brodę, cały czas intensywnie mi się przypatrując.
                Zacisnęłam zęby i odwróciłam wzrok. Pomijając całą tą sprawę z mocami, skrzydłami i innymi dziwactwami, w Haroldzie najbardziej denerwowało mnie to, że najwyraźniej kompletnie nie odczytywał moich sygnałów. Peter zawsze mi mówił, że nie znajdę sobie faceta, bo moja postawa wręcz krzyczała 'jestem niedostępna, nieosiągalna i w ogóle to wal się'. Fakt, był wtedy mocno podpity, ale kto by na to zwracał uwagę... W 90% przypadków byłam miła, ale raczej zdystansowana w stosunku do mężczyzn. Szczerze mówiąc wolałam towarzystwo kobiet. I tym bardziej denerwowało mnie to, że Haroldowi tak łatwo udawało się wyprowadzić mnie z równowagi. Samym cholernym spojrzeniem.
                - To może przestań mnie gonić? - burknęłam. Harold zaśmiał się lekko. Spuściłam wzrok z jego twarzy, bo irytowało mnie to, że jest tak idealny. Wszystko w nim krzyczało, że jest zbyt nierealny, żeby mógł być prawdziwy. Zamrugałam gwałtownie, bo przez chwile wydawało mi się, że jego ramiona pokryte są czarnymi jak smoła wzorami. Po chwili to złudzenie zniknęło zostawiając mnie rozproszoną i jeszcze bardziej zdenerwowaną.
                - To nie w moim stylu. Zawsze doprowadzam wszystkie sprawy do końca. Wciąż możesz być niebezpieczna, moim obowiązkiem jako anioła Nowego Jorku jest usuwać wszelkie zagrożenia. Musze się dowiedzieć o wszystkich Twoich zdolnościach. Wszystko co jest nadzwyczajne, a zwyczajne dla Ciebie. Musze się dowiedzieć kim jesteś. Wtedy zdecyduje czy pozwolę Ci tu zostać czy Cię zlikwidować - stwierdził głosem wypranym z emocji. Przełknęłam głośno ślinę. To wszystko naprawdę przestało być zabawne. - Zacznę od tego, że kompletnie nie rozumiem jak Twój umysł może być taki silny. Najzwyczajniej w świecie mnie zablokowałaś! Nie wiem czy zdajesz sobie z tego sprawę, ale nawet nie wszystkie anioły są w stanie to zrobić. Te niższe rangą ode mnie z ledwością potrafią ukryć chociaż część swoich myśli. A Ty tak po prostu wyrzuciłaś mnie ze swojej głowy! - wyrzucił z siebie z irytacją. - Nie mogę kontrolować Twojego umysłu i nawet zablokować Twojej pamięci jak się okazuje. Więc nie dziw się, że...
                - O Boże zaraz spóźnie się do pracy! - wyrwało mi się, gdy spojrzałam na zegarek. Zerwałam się z krzesła jednak zaraz poczułam brutalne szarpnięcie w dół.
                - Nie pozwoliłem Ci się stąd ruszać - powiedział twardo Harold. Spojrzałam na niego mrugając zawzięcie, żeby łzy bólu nie wydostały się na zewnątrz. Poprzednim razem zrobił to o wiele łagodniej.
                - Jesteś tyranem - wydukałam drżącym głosem. Moje ciało wciąż czuło to okropne szarpnięcie. Nie podobało mi się to, że był w stanie tak łatwo kontrolować moje ciało. Jakby był w posiadaniu lalki Voodoo i mógł zadać mi ból za każdym razem kiedy tylko go zdenerwuje.
                - Nigdy nie mówiłem, że anioły są łagodne. A już na pewno ja do takich nie należę. - Wyprostował się na swoim krześle  skrzyżował ręce na piersi. Zacisnęłam zęby, bo miał ochotę wykrzyczeć mu w twarz co o nim sądzę. W dodatku musiał słyszeć moje myśli za każdym razem kiedy podziwiałam jego urodę. Jestem skończoną idiotką. Oto niezaprzeczalny dowód na to, że uroda to nie wszystko.
                - To po co się w ogóle ze mną cackasz? Skoro jestem taka zła i niebezpieczna to czemu sie po prostu mnie nie pozbędziesz? Albo nie wiem, wywieziesz na Syberię - prychnęłam. Kąciki jego ust niemal niezauważalnie drgnęły.
                - Jesteś zabawna jak się złościsz - powiedział tym swoim grobowym tonem. Czemu musiał być taki oziębły? Doskonale widziałam, że w środku bawi go to co mówię, czemu się po prostu nie roześmiał? Zamiast tego ubierał tą swoją onieśmielającą maskę i traktował mnie z wyższością. - A teraz przejdźmy do rzeczy, ile godzin dziennie sypiasz?
                - Słucham? - Spojrzałam na niego zaskoczona. Co to miało w ogóle do rzeczy?
                - Zadałem pytanie - odpowiedz.
                - 3-4 godziny, czasami mniej. Ale mam tak od zawsze, moi rodzice zawsze mówili, że jestem zbyt energiczna, żeby spać. - Wzruszyłam ramionami. Dla mnie to było normalne.
                - Ty i energiczna? Wybacz, ale mam wrażenie, że pandy w zoo są bardziej energiczne od Ciebie - prychnął. Skrzywiłam się.
                - Zauważ, że moi rodzice od dawna nie żyją co zapewne doskonale wiesz i ich opinia dotyczyła czasów, gdy byłam dzieckiem. Nie dziw się, że po ich śmierci to się zmieniło. - Tak bardzo go nienawidzę. Czemu nie może mnie po prostu zostawić w spokoju? 'Pozwól mi wyjść'.
                - Właściwie to powinienem pozwolić Ci wyjść... - powiedział, a jego oczy nabrały łagodności. Co? Ale... Nagle spojrzał na mnie z szeroko otwartymi oczami. - Jak to zrobiłaś? Wepchnęłaś mi swoją myśl do głowy! Nie miałem zamiaru tego powiedzieć! - Byłam równie zaskoczona co on. Dlaczego te wszystkie dziwne zdolności wychodzimy na wierzch właśnie teraz? Przez całe moje życie nic takiego się nie wydarzyło. A teraz... Ja o tym tylko intensywnie myślałam. Harold był zdruzgotany. - Jesteś silniejsza ode mnie. To niemożliwe, żebyś była człowiekiem. Zdarzają się medium, ktoś w rodzaju czarownicy, ale ty... Blokujesz swoje myśli, moje rozkazy, a w dodatku nie tylko potrafisz wysyłać swoje myśli mnie, ale sprawiasz, że biorę je za swoje własne... Poza tym jestem z najstarszego pokolenia Raphaela, przez moją zaporę nie da się tak po prostu przedrzeć. Mogłabyś odczytać zamiary Dezjana... - dodał cicho bardziej do siebie niż do mnie.
                - Kogo? - Uniosłam brwi. - Poza tym pokładasz chyba zbyt wielkie nadzieje w moich...dziwnych zdolnościach. Nie potrafię nad nimi do końca zapanować. Teraz bym tego nie potrafiła powtórzyć. Chociaż może powinnam, bo przez ciebie zostało mi 5 minut do rozpoczęcia pracy.
                - ...skoro śpisz tak krótko to możesz być nefilimem... Halfir raczej nie wchodzi w grę, nie wyglądasz na kogoś kto lubi wyprawiać rytuały o północy - mruczał pod nosem.
                - Słuchasz mnie w ogóle?! Masz mnie zabrać w tej chwili do pracy! - Podniosłam głos. Przez niego stracę to wszystko. Caroline może i wyglądała na przemiłą, ale nikt nie toleruje spóźnień w takiej pracy. A już na pewno nie w Nowym Jorku. Powinnam wrócić do swojego normalnego życia. Niech da mi zapomnieć.
                - Niby dlaczego? Ja nic nie musze. - Spojrzał na mnie litościwie.
                Zawsze byłam opanowaną osoba. Spokojną, a może nawet trochę sztywną. Brakowało mi spontaniczności i odwagi. Tym co zrobiłam sekundę później nadrobiłam chyba za całe życie. Wstałam gwałtownie, a zawartość szklanki z sokiem pomarańczowym wylądowała na głowie Harolda. Wszyscy spojrzeli na nas zaskoczeni, ale to mina poszkodowanego zdecydowanie wygrała. Korzystając z okazji, wybiegłam z jadalni i pobiegłam szybko do swojego pokoju. Zamknęłam drzwi na klucz i oparłam się o nie zdyszana. Zwariowałam. Zaczęłam się histerycznie śmiać. On mnie chyba zabije. Zrzuci z mostu albo wepchnie pod samochód. Albo zrobi jakieś swoje czary mary i będzie po mnie. Jestem totalną kretynką. Przeniosłam w końcu swój wzrok z podłogi na pomieszczenie. Krótki krzyk wyrwał mi się z piersi na widok Harolda wycierającego moją bluzką swoja twarz.
                - Jak ty tu... Z resztą nieważne - urwałam zrezygnowana. Dupek wyglądał idealnie nawet wtedy kiedy jego loki były mokre i poprzyklejały mu się do twarzy. Ten świat jest niesprawiedliwy.
                - Zawrzyjmy umowę, czy jeśli pomogę Ci się dostać do pracy przed 8 to pomożesz mi w pewnej drobnej sprawie? - spytał z niewinnością w głosie. No właśnie, brzmiał zbyt potulnie. Powinnam się zorientować, że coś jest nie tak, ale w tamtym momencie myślałam tylko o tej części, w której obiecał mi dostać się do pracy zanim bym się spóźniła. Znając jego możliwości to, że do 8 zostały 3 minuty nie było dla niego problemem.
                - Tak, zrobię wszystko! - powiedziałam szybko. Lekko się uśmiechnął co w jego przypadku i tak było wyczynem.
                - To zapłać szybko właścicielowi, będę na Ciebie czekał na dachu.
                Nie pytałam go o nic więcej tylko porwałam kilka banknotów ze swojego portfela i poleciałam do recepcji. Zapłaciłam za tą i kolejną noc oraz śniadanie wbiegając po schodach w połowie zdania właściciela. Na drugim piętrze znalazłam uchylone drzwi, które według napisu prowadziły na dach. Wbiegłam po schodkach i otworzyłam kolejne drzwi. Dach budynku był całkowicie płaski, a przy samej krawędzi stał Harold. Zatrzymałam się lekko zdyszana i spojrzałam na niego pytająco.
                - Podejdź i zamknij oczy.
                Wypełniłam jego polecenie, a przez chwilę przez mój umysł przeszła myśl, że to był podstęp. Ale zaraz uświadomiłam sobie, że gdyby chciał mnie zabić to by to po prostu zrobił. Nie potrzebował do tego marnej zasadzki. Nagle usłyszałam trzepot skrzydeł i omal nie otworzyłam oczu. Chciałam je w końcu zobaczyć na własne oczy. Chociaż wtedy straciłby całkowicie w ludzkość w moich oczach. Póki nie widziałam jego najbardziej anielskiej cechy mogłam sobie wmawiać, że jest człowiekiem. Gdybym je zobaczyła nie byłoby już odwrotu. Poczułam, że chwyta mnie pewnie w talii, a ja odruchowo oplotłam go rękoma za szyję. Przy okazji musnęłam coś jedwabiście miękkiego i usłyszałam jak Harold gwałtownie wciąga powietrze.
                - Przepraszam - mruknęłam. Żałowałam, że nie widzę jego wyrazu twarzy. - Ludzie nie zobaczą?
                - Wejdziemy w strefę Nudis. Będziemy dla nich niewidzialni. Trzymaj się maleńka.
                Pisnęłam i mocno wczepiłam się w jego ciało, gdy poczułam, że moje stopy odrywają się od podłoża. To uczucie było nieporównywalne do niczego. Już raz leciałam z nim, ale teraz to było coś zupełnie innego. Teraz czułam jak powietrze łagodnie ustępuje silniejszemu, a wrażenie, ze unoszę sie w nicości sprawiało, że czułam się jednocześnie niewiarygodnie lekka...i niewyobrażalnie ciężka podsycona świadomością, że gdy spadnę nie pozostanie ze mnie nic co można by nazwać mną. Nawet nie chciałam wiedzieć jak wysoko byliśmy. Wtuliłam twarz w zagłębienie miedzy szyja, a brakiem Harolda nieśmiało wdychając jego zapach. Wszystko w nim było oszałamiające. Może to i lepiej, że był takim dupkiem. Inaczej złamałabym swoja zasadę i spróbowała uwierzyć, że miłość jednak istnieje. A zakochać się w aniele musiało być przekleństwem. Czułam, że lecimy szybko i lądujemy zaledwie po minucie. Gdy moje stopy dotknęły podłoża, przez chwile kręciło mi się w głowie i silne dłonie przytrzymały mnie zanim bym upadła. Usłyszałam trzepot skrzydeł, który musiał świadczyć o tym, że znów znikną. Byłam ciekawa jak to się dzieje, że znikają.
                - Możesz już otworzyć oczy. - Usłyszałam jego jedwabisty, niski głos. To dziwne, ale nawet jego chrypka brzmiała delikatnie i melodyjnie. Ciekawe czy anioły też śpiewają. Bo on musiał być w tym naprawdę dobry. Wykonałam jego polecenie i spojrzałam do góry, bo ze swojej wysokości widziałam tylko jego klatkę piersiową. Rozejrzałam się dookoła i zobaczyłam, że jestem przy odpowiednim biurowcu i zostało mi zapewne kilkadziesiąt sekund do 8.
                - Dziękuje Har...yyy... Dziękuje - wydukałam. Nie wiedziałam czy moge się do niego zwracać po imieniu. Ale z zaskoczeniem stwierdziłam, że przez przypadek skróciłam jego imię. Harry. To brzmiało o wiele lepiej. Podobało mi się to imię. Pasowało do niego. Dziwne, że nie wpadłam na to wcześniej. Pobiegłam do wejścia, ale w połowie zatrzymał mnie jego krzyk.
                - Pamiętaj o przysłudze! Bądź gotowa jutro o 19. Ubranie dostarczy Ci Niall. Miłego dnia!
                I zniknął. Zamrugałam parę razy, ale miejsce, w którym przed chwila stał pozostało puste. Na co ja się właściwie zgodziłam?


_____________________________________________________________________

FD: Przepraszam Was za to, że poprzednim razem nie pojawił się rozdział. Mam nadzieję, że to Was tak bardzo nie zraziło i mimo to ktoś tu dalej jest. Jak Wam się podobał rozdział?

Następny rozdział zostanie wstawiony 6 czerwca jeśli pojawi się tu przynajmniej 10 komentarzy.