20 czerwca 2014

8. What the water gave me

                Wyszłam na znany już sobie korytarz jednak teraz miałam więcej czasu, żeby dokładnie go obejrzeć. Poprzednim razem nie zwróciłam na niego większej uwagi, bo  chciałam się stąd jak najszybciej wydostać. Różnił się nieco od korytarza na moim piętrze. Był bardziej... Miękki. Wszystko było beżowe i białe, nieskazitelnie czyste i eleganckie. Było tu również tylko dwoje drzwi, każde z jasnego drewna z drobnymi rzeźbieniami. Nie wiedziałam gdzie powinnam pójść, które miałam otworzyć. Jedne z nich musiały prowadzić do apartamentu Harolda, a drugie możliwe, że do apartamentu jego niebieskowłosego przyjaciela. Przeszłam niepewnie kilka kroków. Chwile stałam i gapiłam się to na jedne, to na drugie drzwi, nie wiedząc, które powinnam otworzyć. W końcu stwierdziłam, że zachowuje się głupio i podeszłam do tych najbliżej i już miałam zapukać kiedy te otworzyły się i tuż przede mną stanął zaskoczony Harold. Był więcej niż zaskoczony widząc mnie tutaj co było dziwne zważywszy na to, że sam kazał mi tutaj przyjść.
                - Przepraszam za lekkie spóźnienie - powiedziałam krzyżując ręce pod biustem i patrząc na niego wyczekująco. Byłam z siebie tak dumna, że udało mi się tutaj dostać, że zapomniałam na chwilę z kim mam do czynienia.
                - Nic nie szkodzi... Właściwie to właśnie miałem po Ciebie pójść, bo myślałem... Z resztą nieważne. Zapraszam do środka, Niall już czeka - odparł przepuszczając mnie w drzwiach i wyciągając zapraszająco rękę. Cały czas miał zmarszczone czoło.
                Weszłam nieco niepewnie do środka. Znalazłam się ponownie w jego apartamencie. Horan stał tuż przy oknie z dłońmi na biodrach. Wpatrywał się w widok z przeszklonej ściany, więc był odwrócony do mnie plecami. Usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi i chwile później w pokoju pojawił się drugi anioł. Nietrudno było się domyślić, że Horan w jakiś sposób podlega Haroldowi. Relacja miedzy nimi była bardzo widoczna, to ten drugi wydawał polecenia, a ten pierwszy ich słuchał. Z resztą nie potrafiłam sobie wyobrazić Harolda słuchającego kogokolwiek, więc to jasne, że to on musiał dominować.
                - Usiądź proszę - powiedział wskazując na kanapę.
                Cieszyłam się, że tym razem będziemy w salonie, ostatnim razem jak tu byłam rozpraszało mnie nieco szerokie na kilka metrów łoże. Zastanawiało mnie po co mu takie szerokie łóżko. Może po to, żeby pomieścić wszystkie jego dziewczyny, pomyślałam zgryźliwie. Rozsiadłam się wygodnie i spojrzałam na niego wyczekująco, wyglądał jakby miał mi do powiedzenia coś bardzo ważnego. Rozbawienie i dobry humor, który wręcz promieniował od niego kiedy spotkał mnie, gdy byłam z Liamem jakoś zupełnie mu przeszedł. Niall w końcu odsunął się od okna i oparł się o szafkę stojącą około 3 metry przede mną. Harold postanowił, że usiądzie obok mnie. Zaczynało mnie to trochę niepokoić. Byli zbyt cicho.
                - O co chodzi? - spytałam w końcu, bo nie potrafiłam dłużej znieść tej ciszy. Splotłam dłonie na kolanach przyciskając jeden kciuk do drugiego co zawsze mnie w jakiś dziwny sposób uspokajało. Harold odchrząknął i wziął wdech.
                - Chodzi o to...że chyba wiemy już kim jesteś. To znaczy podejrzewamy. Nie mamy pewności zwłaszcza, że dałaś nam tak mało odpowiedzi i nie sprawdziliśmy wszystkim Twoich umiejętności…Musisz wiedzieć, że jeżeli okaże się, że to prawda, będziesz musiała się zgodzić na naszą całkowitą ochronę - powiedział Harold, był zupełnie poważny. Przełknęłam ślinę.
                - Ochronę? - wydukałam. - Do niedawna rozważałeś pozbycie się mnie! A teraz nagle… Kim wy właściwie uważacie, że jestem?  - Oboje spojrzeli na siebie porozumiewawczo. Byłam coraz bardziej zdenerwowana. Jak zła mogłaby być odpowiedź skoro mają takie opory, żeby mi jej udzielić? To nie może być takie straszne, prawda? Może jestem czymś w rodzaju… Właśnie o to chodziło, że nie miałam pojęcia! - Błagam powiedzcie mi, zasługuje na odpowiedzi, to dotyczy mnie!
                - Chodzi o to, że na to nie ma dokładnej nazwy… Taki przypadek zdarzył się tylko raz, wiele lat temu… Właściwie to jest legenda. Nikt nie ma pewności, że taki człowiek rzeczywiście istniał. Nie wiem jak to powiedzieć…
                - Po prostu to zrób - powiedziałam twardo.
                - Zacznę może od najważniejszego - zaczął anioł. Spojrzałam na niego wyczekująco. - Masz w sobie anielską krew Ana, w jakiejś części jesteś taka jak my. - Zaczęłam kaszleć i nie potrafiłam się uspokoić i złapać oddechu. Harold klepał mnie po plecach tak długo, dopóki powietrze nie dostało się w końcu do moich płuc. Przełknęłam ślinę i objęłam się drżącymi rękami.
                - Harry, ale jak to ja… - Umilkłam, bo zdałam sobie sprawę z tego jak się do niego odezwałam. - Przepraszam.
                - Nie szkodzi. Możesz do mnie mówić jak chcesz, naprawdę. - Uspokoił mnie natychmiast. Nie rozumiałam dlaczego był dla mnie taki miły. Jeszcze niedawno groził mi, że się mnie pozbędzie, zrzucał mnie z dachu apartamentowca i siłą umysłu rzucał mną jak szmacianą lalką. A teraz nagle troszczy się o mnie i pozwala mi się do siebie zwracać jak chcę? Przecież jest aniołem Nowego Jorku, powinnam się zwracać do niego z szacunkiem, a nie po imieniu… I to jego unormalnionej wersji.
                - Co to znaczy, że mam w sobie krew aniołów? Miałam normalnych rodziców! Brata… Zaraz, Peter też jest taki jak ja?! - wybuchłam. A jeśli wiedział? Dlaczego o niczym mi nie powiedział?!
                - Spokojnie Ana, nie wyciągaj pochopnych wniosków, proszę. Pozwól mi wszystko Ci opowiedzieć, dobrze? - Kiwnęłam słabo głową. - Masz w sobie anielską krew, ponieważ Twój biologiczny ojciec nie jest tym, który Cie wychowywał i tym, który jest ojcem Twojego brata. To znaczy, że łączy Cię z nim tylko pokrewieństwo przez matkę. A Ty sama jesteś półkrwi aniołem. Normalnie byłabyś nazywana Nefilim, ale ze względu na Twoje zdolności byłaby to wręcz…obraza dla Ciebie. Nie mamy na razie informacji kto mógłby być Twoim ojcem… Przy takiej ilości istot naszego gatunku jest to raczej…niemożliwe chyba, że taki anioł po prostu by się do nas zgłosił. Ale nie możemy tego rozgłaszać właśnie dlatego, że nie jesteś zwykłym Nefilim. Co do Twoich zdolności to jeżeli mamy rację, to co potrafisz teraz jest zaledwie kroplą w oceanie. Będziemy je ćwiczyć i doskonalić, im szybciej zaczniemy tym lepiej dla Ciebie. Przyjdą po Ciebie. Takie zdolności są cenne, a my nawet nie wiemy na co będzie Cię stać jeśli poćwiczysz! Jedynym sposobem, żebyś przeżyła jest nauczenie się jak najwięcej, jak najszybciej. Wtedy pozostaniesz bezpieczna. Bo będziesz potrafiła się obronić. Żałuję, że wciągnąłem Cie w ten jutrzejszy bal. Możesz zostać zdemaskowana, ale teraz już za późno. Powiedziałem, że przyjdziesz razem ze mną. Zaczęłyby się pytania, gdybyś tego nie zrobiła. - Po chwili dodał już bardziej do siebie niż do mnie. - A jeśli podszkolimy szybko Twoje umiejętności to może nam się uda trochę powęszyć. Jestem pewien, że zwolennicy Dezjana pojawią się jutro na balu i będą udawać naszych…
                Przestałam go słuchać. Cały mój świat rozpadł się na małe kawałeczki. Ktoś kogo uważałam za swojego ojca tak naprawdę nim nie jest. Jest moim tatą, ale nie biologicznym stwórcą. Jest nim jakiś anioł. Nie rozumiałam tu czegoś. Przecież urodziłam się po Peterze, a on jest całkowicie biologicznym synem naszych rodziców. Czy mój tata o tym wiedział? Mama miała romans? A może to był gwałt?! Tak wiele pytań, a zero odpowiedzi… Musiałam wiedzieć czy Peter o tym wszystkim wiedział. Wytarłam łzy, które zaczęły spływać po mojej twarzy bez udziału mojej świadomości, kiedy Harry opowiadał o tym wszystkim. Teraz jak nigdy wcześniej potrzebowałam swoich przedwcześnie odebranych rodziców.
                Kim jestem? Jeśli jestem odmieńcem to dlaczego nie mogę być chociaż określona? Nefilim było na pewno więcej. A tak pozostaje sama. Zaledwie jedna osoba przede mną była taka jak ja. Poczułam się niewyobrażalnie samotna. Byłam pewna, że Harry w końcu dowie się kim jestem, okaże się, że nie jestem warta jego uwagi i zostawi mnie w spokoju. Że będę mogła wrócić do swojego dawnego życia. Ale teraz… Przynajmniej trochę rozjaśnił mi sprawę gdzie mnie jutro zabiera.. Na jakiś bal. Po chwili włączyłam się z powrotem w to co mówi.
                - …będziesz musiała być bardzo ostrożna. Udawanie mojej partnerki będzie musiało być bardzo realistyczne. Będziemy musieli popracować nad Twoją prezencją. Sam fakt, że ktoś taki jak ja obcuje z brudną krwią już wzbudzi kontrowersje.
                - Słucham? Jaką brudną krwią? Masz się za lepszego ode mnie? - burknęłam zirytowana. Anioł spojrzał na mnie z politowaniem.
                - Naprawdę będziemy musieli bardzo ciężko nad tym popracować. I nad Twoim językiem. - Mrugnął do mnie, a ja poczułam, że robi mi się niedobrze. Jak śmiał robić sobie z tego jakieś aluzje? Zaraz, co?
                - Co masz na myśli mówiąc, że będę udawać Twoją partnerkę? Dlaczego?! - Horan ledwo powstrzymał śmiech. Była to jego pierwsza reakcja na cokolwiek odkąd tutaj weszłam. Zastanawiało mnie nieco jego dziwne zachowanie, ale miałam teraz ważniejsze sprawy na głowie. Nie byłam biologiczną córką swojego ojca, mimo że w moim sercu to właśnie on jest moim tatą, a nie jakiś anioł, którego w życiu nie widziałam i zapewne nie zobaczę, a wspaniałomyślny anioł Nowego Jorku postanowił wkręcić mnie na jakąś chorą imprezę aniołów jako swoją partnerkę. Naprawdę miałam za dużo na głowie, żeby martwić się teraz humorami jakiegoś anielskiego chłopaka.
                - Bo tylko tak pozwolą Ci tam wejść. Trzeba mieć zaproszenie. To bardzo prestiżowa impreza, odbywa się tylko raz na 100 lat i tym razem wypada jutro. Będzie tam więcej aniołów niż mogłabyś przypuszczać, że istnieje. Nefilim będzie zaledwie kilka, mogą wejść jedynie jako partnerzy aniołów, w dodatku tylko tych wysoko postawionych, a Ci na ogół nie zadają się z brudną krwią, więc sama rozumiesz, że nie możesz się wyróżniać. Jak już mówiłem Horan dostarczy Ci Twoją suknię jutro i pomoże przygotować - dodał.
                - Dlaczego?
                - Bo musisz jakoś wyglądać - powiedział pobłażliwie.
                - Nie o to chodzi chociaż uznam to za obelgę w stosunku do mojego codziennego wyglądu - odparłam mrużąc oczy. Anioł zmierzył mnie spojrzeniem os stóp do głów.
                - Nie obraź się, ale jesteś bardzo zaniedbana i ubierasz się jak własna babcia, nie zrobisz dobrego wrażenia, a już na pewno nie wtopisz się w tło z takim wyglądem, nawet nie wiesz jak pięknymi istotami potrafią być anioły. - Odwróciłam wzrok. Uwierz mi, że wiem. Wciąż nie mogłam uwierzyć, że ktoś tak idealny jak on istnieje. - W takim razie skoro nie o to to o co chodzi?
                - Dlaczego muszę tam iść? - Anioł westchnął i wymienił porozumiewawcze spojrzenie z Horanem.
                - Pamiętasz kiedy zrzuciłem Cię z dachu? - Spojrzałam na niego jak na idiotę. Tak, pamiętam jak rzucałeś mną w powietrzu jak szmacianą lalką, a na koniec zrzuciłeś z dachu. Mam dobrą pamięć. - No więc przeniosłem wtedy Twoje ciało do sfery Nudis, żeby ludzie nie mogli Cię zobaczyć. Ale to nie znaczy, że istoty takie jak ja nie mogły. Zobaczył nas jeden z gwardii Gabriela, a oni zawsze byli bardzo… Ciekawscy. Kiedy poleciałem po Ciebie, żeby Cię złapać w głowie tego anioła zrodziły się pytania. Musiałem jakoś to wszystko ukryć, więc wymyśliłem historię z Nefilim, która skradła moje serce.
                - Wiesz co? Mogłeś mnie zostawić.
                - Co? - Zmarszczył brwi.
                - Wtedy w powietrzu. Mogłeś pozwolić mi spaść. Nigdy nie chciałam być w to wszystko wciągnięta. Nie podoba mi się myśl, że Ci ludzie…te istoty mogą chcieć mi coś zrobić kiedy dowiedzą się kim jestem. Nie podoba mi się również to, że zrobiłeś ze mnie swoją kochankę i każesz mi gdzieś iść!
                - Partnerkę. My nie miewamy kochanek. Zakochujemy się tylko raz przez całe życie - powiedział patrząc mi prosto w oczy. Zadrżałam pod wpływem jego spojrzenia. - Powinnaś mi podziękować. W ten sposób unikniemy bardzo wielu pytań. Przyjdą inne, ale takie, które nie odkryją Twojej tożsamości. Pozostaniesz bezpieczna. Ale od tego momentu będziesz musiała się trzymać blisko mnie. Nie możesz się także umawiać z innymi. Z tym całym Liamem również - dodał po chwili, a w jego głosie nie wiedzieć czemu pojawił się kwas. Nie musiałam być szczególnie inteligentna, żeby wiedzieć, że anioł go nie polubił. Jednak ja to ja i nie zamierzam być komukolwiek posłuszna. Mogę dla niego ubierać się jak babcia, ale zdecydowanie nie mam tak starych poglądów, nikt nie będzie mi mówił co mam robić. - A musisz tam iść, ponieważ ja muszę tam iść, a partnerki i partnerzy aniołów są jak ich cienie, gdzie oni się pojawiają, tam pojawiają się również ich partnerzy.
                - To są chyba jakieś żarty… Właściwie co to jest ten bal? I gdzie niby miałby się odbyć? - dodałam po chwili marszcząc brwi. Mieliśmy nie wiem, polecieć do nieba? Spojrzałam na niego raczej sceptycznie. Z drugiej strony dlaczego nie, właśnie siedziałam w towarzystwie dwóch aniołów, a sama byłam w połowie taka jak oni. W tym świecie wszystko było możliwe.
                - Jak już mówiłem odbywa się raz podczas całego wieku. W jedno miejsce zlatują się niemal wszyscy aniołowie z całego świata, żeby świętować kolejne 100 lat wolne od wojny. Pierwszy taki bal odbył się 1500 lat temu, właśnie dlatego ten bal będzie jednocześnie taki wyjątkowy, to jubileusz. Pierwszy był dosyć chaotyczny, ale wspominam go dobrze, świętowaliśmy wtedy wygranie wojny z Upadłymi. - W jego szmaragdowych oczach pojawił się jakiś cień. - Nie mogę Ci powiedzieć gdzie to jest, bo nie jesteś aniołem. Obiecuję, że włos Ci z głowy nie spadnie, będziesz ze mną bezpieczna. Udając moją partnerkę zapewnisz sobie nietykalność. Jeśli w dodatku podszkolisz swoje umiejętności… Wtedy nic Ci nie zagrozi. Poza tym zaproszenie zostało już wysłane. Nie możesz odmówić.
                - Przysięgasz, że nic mi się tam nie stanie? - Otworzył usta, żeby mi zapewne powiedzieć, że już to mówił, ale mu przerwałam. - Pytam na serio, przysięgasz?
                - Przysięgam na swoje życie,  że jeśli ktokolwiek będzie chciał Cię skrzywdzić to obronię Cię wszelkimi możliwymi środkami w ostateczności posuwając się od osłonięcia Cię własnym ciałem. Zadowolona? - spytał z głupim uśmieszkiem, ale wiedziałam, że jego przysięga była prawdziwa. Trzymał rękę na sercu, a jego oczy wręcz iskrzyły swoją szczerością. Odetchnęłam głęboko.
                - Ufam Ci Harry. Nie spieprz tego. - Na jego ustach pojawił się krzywy uśmieszek.
_________________________________________________________________________
FD: Podoba Wam się taki rozwój wydarzeń? Na pewno wiele Wam się rozjaśniło i jesteście ciekawi jak będzie wyglądał anielski bal, gdzie będzie itd. Ja osobiście najbardziej nie moge się doczekać rozwinięcia relacji między Harrym i Aną ;)) Przypominam Wam również, że możecie tweetować o rozdziale w hashtagu #UnrealFF :))

Następny rozdział powinien pojawić się około 4/5 lipca jeśli pojawi się tutaj 14 komentarzy :)

6 czerwca 2014

7. Seven devils

    W pracy bardzo szybko zapomniałam o dziwnych słowach Harolda, bo rzuciłam się w wir obowiązków. Numer, który ukaże się za 2 tygodnie miał być moim pierwszym i musiałam mieć pewność, że będzie idealny w każdym calu. Chciałam udowodnić kilku osobom, które podchodziły do mojej osoby na tym stanowisku sceptycznie, że jestem wystarczająco dobra mimo swojego młodego wieku. Sporządziłam dokładny plan jeszcze przed przerwą na lunch z drobną pomocą Caroline, która znała Michael’s Magazine na wylot i wiedziała czego oczekują czytelnicy. Teraz zostało mi jeszcze tylko przekazać ludziom ich tematy. Najpierw jednak musiałam coś zjeść, bo podczas dzisiejszego śniadania prawie nic nie tknęłam. Nie było w tym raczej nic dziwnego zważywszy na to kto mi towarzyszył. Westchnęłam i odchyliłam się do tyłu na swoim obrotowym krześle.  Zaplotłam ręce na karku i spojrzałam w sufit. Mój umysł zaczął podsuwać mi niestworzone pomysły i wizje tego co planował anioł. Tak dziwnie było wiedzieć, że to wszystko jest prawdą. Nie mogłam się oszukiwać po tym wszystkim. Wystarczy spojrzeć na to jak dostałam się dzisiaj do pracy! Próbowałam sobie wyobrazić jak to wyglądało. Nie potrafiłam stworzyć w głowie obrazu jego skrzydeł. Zawsze wydawało mi się, że mam bogatą wyobraźnię, ale tutaj przegrywałam. Jakikolwiek obraz nie przychodziłby mi do głowy, wydawało mi się, że jest zbyt przeciętny, za mało biały albo zbyt nierealistyczny. Nie wiedziałam jak mogą wyglądać prawdziwe skrzydła. I to kogoś takiego jak Harold. Nie trudno było zorientować się, że stoi w hierarchii aniołów wysoko, chociaż byli wyżsi od niego. Zachowywał się jakby całe miasto należało do niego. Z resztą z tego co mówił wynikało, że właśnie tak jest. Anioł Nowego Jorku. Jak miałam to zrozumieć? Miał nas bronić? Przed czym? I czy inne miasta na świecie też miały swoich aniołów? Wydawało się to dziwne zważywszy na to ile miast istnieje na świecie. Poza tym, gdyby każdy zakątek świata miał swojego anioła stróża to czy świat nie powinien być bardziej… Czy ja wiem, idealny i dobry? Podczas, gdy wystarczy włączyć pierwszy lepszy kanał z wiadomościami, żeby usłyszeć o wojnach, obalanych reżimach czy wewnętrznych konfliktach w państwach. Więc wykluczyłam możliwość, że anioły ‘posiadające’ miasta to codzienność. Więc co takiego było w Nowym Jorku? No poza tym, że metro wzbudzało we mnie niepokój, a taksówkarze potrafili być naprawdę wredni kiedy próbowałaś któregoś złapać.
    Sekundę później moja głowa znów była wypełniona wizjami tego co planował Harold. Zbyt szybko się rozpraszałam, gdy w grę wchodziło coś tak…niemożliwego. Przychodziły mi już nawet do głowy tak idiotyczne i niedorzeczne pomysły jak to, że chcę mnie zabrać na randkę. Parsknęłam śmiechem i okręciłam się na krześle. Dowody na to, że Nowy Jork źle działa na ludzi spoza miasta: po pierwsze rozwijająca się głupota, po drugie możliwe załamanie nerwowe, po trzecie patrz punkt pierwszy i drugi. Wypuściłam z siebie powietrze jak z przebitego balonu i wstałam od biurka. Narzuciłam na siebie czarną marynarkę, tak prostą, że moja babcia też pewnie taką nosiła, i wzięłam torebkę. Wyszłam ze swojego gabinetu z myślami wciąż przy tajemniczych planach Harolda. Postawiłam zaledwie kilka kroków kiedy wpadłam na kogoś z rozmachem. Albo raczej ten ktoś wpadł z rozmachem na mnie, bo przysięgam, że sekundę wcześniej nikogo nie było na korytarzu. Ledwo złapałam równowagę i to tylko dlatego, że ten ktoś pociągnął mnie za nadgarstek. Gdy stałam już pewnie na nogach, spojrzałam w górę i zobaczyłam, że to Liam. Uśmiechnęłam się krzywo. Taaak, pracuję tu od dwóch dni, a już zdążyłam poznać jakiego typu człowiekiem jest Liam. Całkowicie nieskoordynowanym ruchowo i nieświadomym gabarytów swojego ciała. Myślę, że przez dług czas był przeciętnego wzrostu i pewnego dnia nie zauważył, że przybyło mu z 20 centymetrów. To niespotykane, żeby chłopak był taką niezdarą, ale jemu akurat to pasowało. Dzięki temu jego przesadna pewność siebie i troszkę narcystyczne podejście do życia nie były tak bardzo wkurzające, bo niezdarność je równoważyła. Ale podziwiałam go za to, że całkowicie się tym nie przejmował, mimo że podczas ostatnich dni rozlał kawę 3 razy. W tym raz tą Samanthy, ale nie wydaje mi się, żeby miała coś przeciwko. Była w nim szaleńczo zakochana i chyba tylko ślepy by tego nie zauważył. No i Liam. Ale on nie musiał być ślepy, żeby coś było z nim nie tak.
    - Ciao bella - powiedział z zawadiackim uśmieszkiem. Powstrzymałam się od przewrócenia oczami. - Wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia?
    - Słucham? - Uniosłam brwi i spojrzałam na niego jak na idiotę.
    - Czy mam na Ciebie wpaść jeszcze raz? - dokończył, a ja parsknęłam niezbyt atrakcyjnym śmiechem. Myślałam, że to Peter ma beznadziejne teksty, ale jednak Liam bił go na głowę w tej kategorii. Chyba nawet ja lepiej flirtuję chociaż nigdy tego nie robię. Ale znam podstawową zasadę - NIE UŻYWAĆ TANICH TEKSTÓW. Biednego Liama najwyraźniej nikt nigdy o tym nie uświadomił.
    - Przepraszam Liam, idę na lunch, może później pogadamy - powiedziałam kiedy w końcu mogłam się normalnie wysłowić bez plucia mu na twarz ze śmiechu. Jego zaletą było to, że nigdy się nie obrażał. Ale to wynikało raczej z przekonania o własnej świetności niż ze zdrowego dystansu do samego siebie. To dziwne, ale i tak go lubiłam. Nawet jeśli był trochę zadufany w sobie. Miałam wrażenie, że jest młodszy ode mnie ze względu na swoje zachowanie i młodzieńczą naiwność, a w rzeczywistości był 5 lat starszy ode mnie. Cóż, na pewno nie było tego widać.
    - Może pójdę z Tobą? - spytał z uśmiechem. Wiem, że powinnam była się zgodzić. To miał być ten moment kiedy przestaję odsuwać się od innych ludzi i zamiast tego wpuszczam ich do swojego życia. Tylko, że… Kiedy miałam na głowie cały świat aniołów i jednego bardzo upierdliwego, który planował coś okropnego, znając jego, nie bardzo miałam ochotę wychodzić w końcu ze swojej skorupy i przestać się alienować. - Wiesz, jak chcesz to możemy wyjść jako przyjaciele, to nie musi być randka - dodał. Cholera. Naprawdę nie chciałam robić mu przykrości. Poza tym byłam teraz w pewnym sensie jego przełożoną, nie zdobędę jego sympatii zachowując się jak nadęta krowa. To ostatnie przeważyło wszystko. Za bardzo zależało mi na tej pracy.
    - Z przyjemnością. Ale jak przyjaciele pamiętasz?
    Chłopak uśmiechnął się szeroko.

***

    - Nie wiem jak możesz tyle jeść - powiedziałam z szeroko otwartymi oczami patrząc jak Liam pochłania 2 porcję swojego włoskiego dania. Ja sama nie zjadłabym nawet połowy jednej. A on chyba cały czas był głodny. Chłopak spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
    - No co? Potrzebuje energii, po południu dowiemy się w końcu jakie mamy tematy, zamierzam się zabrać do pracy od razu jak będę wiedzieć o czym pisać. Może zdradzisz mi coś już teraz? - spytał poufnym szeptem.
    Przewróciłam oczami i pokręciłam głową. Wszyscy mieli dowiedzieć się w tym samym czasie, tak zarządziła Caroline. Wolałam nie podpaść szefowej, zwłaszcza, że naprawdę ją polubiłam. I męczyła mnie trochę wizja, którą miałam kiedy podałam jej rękę pierwszego dnia. Od tamtego czasu unikam jakiegokolwiek dotyku, bo boje się, że to coś znowu się pojawi. Nie zamierzałam mówić o tym Haroldowi, a wiem, że liczy na to, że powiem mu o wszystkich dziwnych rzeczach, które mnie dotyczą. I teraz z perspektywy czasu widzę, że wbrew mojemu przekonaniu, że jestem normalna, tych drobnych rzeczy, które odróżniały mnie od innych troszkę było.
    Po wyjściu z włoskiej knajpki znajdującej się na końcu przecznicy zdążyliśmy przejść zaledwie kilka kroków kiedy całkowicie wryło mnie w ziemię. Co on tu robi?! Harold, jak gdyby nigdy nic, szedł sobie spokojnie z naprzeciwka. Przebrał się i teraz miał na sobie swoją czarną marynarkę od garnituru, ale na dole miał zwykłe czarne rurki. Właściwie to ogarnęła mnie dziwna zawiść na widok jego nóg. Mężczyźni nie powinni mieć takich nóg. To niesprawiedliwe. Miałam ochotę schować się za Liamem, ale wiedziałam, że to byłoby dziecinne. Więc schowałam się za drzewem i wciągnęłam za nie chłopaka. No tak, bo to przecież było normalne. Liam spojrzał na mnie z zaskoczeniem podczas, gdy ja modliłam się w duchu o to, żeby Harold nas nie zauważył.
    - Co się stało? - spytał jakby zastanawiając się czy jestem przy zdrowych zmysłach. Nic, anioł Nowego Jorku mnie śledzi, a co u Ciebie? - miałam ochotę powiedzieć. Ale w ten sposób tylko pogorszyłabym swoją sytuację. To się jeszcze dało uratować i może chłopak nie pomyśli, że mam problemy psychiczne.
    - Nic ja… Zobaczyłam kogoś kto… Kogo… - plątałam się szukając w głowie jakiegoś sensownego wytłumaczenia dla swojego dziwnego zachowania.
    - Ana? Kto tam jest? Boisz się kogoś? - spytał odruchowo się prostując.
    - Nie nie! Ja…
    - Dobrze słyszeć, że się mnie nie boisz Ano. Już się obawiałem, że to przede mną się ukrywasz. - Zacisnęłam zęby kiedy usłyszałam ten głos. Odwróciłam głowę i zobaczyłam, że Harold jak gdyby nigdy nic opiera się ręką o drzewo, które było naszą kryjówką. Na twarzy miał najbardziej kpiący uśmieszek jaki kiedykolwiek u kogokolwiek widziałam. Myślałam, że spale się ze wstydu. Za to Liam wyprostował się jeszcze bardziej biorąc go chyba za zagrożenie. - Jestem Harr…y - powiedział wyciągając rękę w kierunku Liama. Spojrzałam na niego zaskoczona i dopiero po chwili zdałam sobie sprawę z tego, że się ze mnie naśmiewa i zająkał się przy własnym imieniu, żeby uzyskać ten sam efekt, który ja przez przypadek osiągnęłam rano. Zmrużyłam oczy. Ciekawa byłam co takiego wprawiło go w tak dobry humor. Bo na pewno nie mój widok. Liam podał mu rękę dopiero wtedy kiedy pokiwałam lekko głową, że powinien to zrobić.
    - Liam, przyjaciel Any z pracy - powiedział patrząc na niego podejrzliwie. Anioł zdawał się świetnie bawić. Za to ja marzyłam o tym, żeby być jak najdalej stąd. - A Ty to kto? - Harold uśmiechnął się pobłażliwie.
    - Narzeczony Any - powiedział spokojnie. Całkowicie mnie zatkało. Nawet jakbym wiedziała co powiedzieć to nie potrafiłabym wykrztusić nawet słowa. Liama chyba też zaniemówił, bo gapił się dosyć tępo to na mnie to na Harolda jakby próbując coś zrozumieć. Pewnie myślał o tym jak ktoś tak zwyczajny mógł zainteresować kogoś takiego jak on. Odpowiedź była prosta. NIE zainteresował. – Skarbeńku, jak dobrze, że Cie tu spotkałem, miałem właśnie do Ciebie dzwonić, żeby Ci przypomnieć, że mamy dzisiaj kolejne spotkanie z moim bratem Niallem, ten chłopak tyle chcę o Tobie wiedzieć… - odparł z uśmiechem jednak tylko ja zrozumiałam groźbę w tych słowach. Zamierzali mnie dzisiaj dokładnie przesłuchać. Na samą myśl o tym przeszedł mnie dreszcz. Wiedziałam, że jak tylko będą chcieli, wyciągną ze mnie wszystko. I to wcale nie była miła perspektywa. Ale aktualnie mogłam myśleć tylko o tym jak bardzo jestem na niego wściekła za to, że zmyślił to wszystko.
    - Jak miło będzie go znowu zobaczyć kochanie - powiedziałam ledwo kryjąc sarkazm chociaż jestem pewna, że Harold i tak go wyczuł. Liam chyba uwierzył w o wszystko dopiero po moich słowach. Wydawał się być nieco urażony, że nie poinformowałam go o tym, że wychodzę za mąż. Ale nie był w tym przynajmniej osamotniony, bo tak się składa, że mnie tez nikt nie raczył poinformować.
    - Będę już leciał, do zobaczenia na 91 piętrze kotku - odparł po czym prawie przyprawiając mnie o zawał, pochylił się i delikatnie dotknął swoimi ustami mój policzek. Nie wiem czy anioły mają wyczulony słuch, ale przysięgam, że spojrzał na mnie tak jakby wiedział, że moje serce właśnie postanowił przyspieszyć dwukrotnie swoje bicie. Potem kiwnął Liamowi i poszedł dalej jak gdyby nic się nie stało. Oparłam się o drzewo i przeklnęłam pod nosem. Cholera. To są chyba jakieś żarty jeśli ten ignorant uważa, że będę teraz udawać i okłamywać innych że jest moim narzeczonym. Nie ma mowy.
    - Nie mówiłaś, że masz narzeczonego- mruknął w końcu Liam po dłuższej chwili.
    - Jakoś wypadło mi z głowy .
    To tyle jeśli chodzi o niekłamanie dla Harolda.

***

    Weszłam do windy i długo myślałam nad tym jak mam sprawić, żeby guzik z liczbą 91 pojawił się pod trzema poprzednimi. Ale nie miałam kompletnie pojęcia jak to zrobić. Zdążyłam zrobić 7 kursów w dół i górę z przypadkowymi ludźmi udając, że wcale nie jeżdżę tu bez przerwy od 15 minut. Kiedy w końcu starsza pani z wyjątkowo wrednym wnukiem, który oznajmił mi, że ubieram się jak jego babcia, wyszli z windy, natychmiast z powrotem skupiłam całą swoją uwagę na miejscu gdzie powinien się znajdować ten nieszczęsny, znikający guzik. Poprzednim razem pojawił się tylko dlatego, że Niall był obok mnie. Co mam zrobić, żeby stało się to samo skoro nie ma w pobliżu żadnego anioła chętnego mi z tym pomóc? Jestem tylko zwykłym człowiekiem na litość boską! No może nie do końca zwykłym… Ale blokowanie swoich myśli i odporność na psychiczne nakazy raczej mi się teraz nie przyda. Próbowałam cofnąć się wstecz do wszystkich momentów kiedy Harold mówił mi chociaż trochę o świecie aniołów. Może coś przeoczyłam? Ale właściwie nie powiedział mi za dużo. Zaledwie wspomniał coś o jakiś…sferach. Może to jest klucz? Nie pamiętałam jak się nazywały, ale to przecież nie było ważne, tak? Dzieliły się na tą, którą widzieli zwykli ludzie i tą, którą widziały anioły. NO i częściowo ja jeśli wierzyć Haroldowi. Może guzik jest po prostu ukryty? Niewidzialny jak ja i Harold kiedy dzisiaj rano weszliśmy w tą drugą sferę, żeby nikt nas nie widział. Ale jak miałam sprawić, żeby guzik się pojawił? To nie chodziło o to, że on tam był, ale nie można go było zobaczyć. Zbadałam dłońmi każdy zakątek i nigdzie nie wyczułam guzika. Czyli musiał być w tej sferze. Nudis. Chyba tak nazwał ją Harold. Goła sfera. Ta prawdziwa, niewidoczna dla innych ludzi. Może naprawdę jestem niezwykła? Tych wszystkich dziwnych rzeczy, które się wokół mnie działy nie dało się racjonalnie wytłumaczyć. Muszę w końcu otworzyć oczy. I pomóc Haroldowi dowiedzieć się kim jestem. Spróbowałam zrobić tą dziwną rzecz z umysłem, ale w drugą stronę. Zamiast wznosić mury i tarcze ochronne, pozwoliłam, żeby wszystko opadło. I naprawdę otworzyłam oczy. Widząc wszystko.
    Tym razem guzik 91 tam był. 


________________________________________________________________ 

FD: Wiem, że dzisiaj rozdział trochę nudnawy, ale w następnych będzie się już działo znacznie więcej :) Mam nadzieję, że mimo wszystko się Wam podobał ;) Jeśłi ktoś jest zaintereswoany wyrażeniem swojej opini o rozdziale zapraszam również na twitter ---> hashtag #UnrealFF :))


Następny rozdział zostanie wstawiony 20 czerwca jeśli pojawi się tu przynajmniej 10 komentarzy.