14 marca 2014

2. Spectrum


                Planowałam odpocząć chwilę i pójść na miasto coś zjeść, ale mój telefon zadzwonił nim zdążyłam wcielić swój plan w życie. Nacisnęłam zieloną słuchawkę i przełączyłam na tryb głośnomówiący, wiedząc że to Peter.
                - Hej kopciuszku - usłyszałam jego charakterystyczny, niski głos. Już prawie nie pamiętałam tego zabawnie wysokiego głosiku, który miał w dzieciństwie. - Poznałaś już jakiegoś gorącego nowojorczyka?
                - Ha ha ha - mruknęłam uśmiechając się krzywo. - Poznałam niebieskowłosego recepcjonistę, ale raczej nie jestem zainteresowana. Zbyt ekscentryczny.
                - Życie ci ucieka Ana - westchnął. Przewróciłam oczami wiedząc, że on i tak tego nie zobaczy.
                - Dobrze wiesz jakie mam zdanie o całym tym romantycznym badziewiu. Miłość istnieje tylko w filmach - powiedziałam kładąc się na kanapie.
                - A nasi rodzice? To była miłość od pierwszego wejrzenia. Tata skoczyłby w ogień dla mamy - stwierdził.
                - Cóż, to że mamy dwóch różnych ojców  chyba dostatecznie udowadnia, że to tylko chwilowa fascynacja, która po jakimś czasie zupełnie znika. Poza tym ja lubię swoje życie takie jakim jest, nie potrzebuję jakiegoś frajera, który będzie mi mówił co mam robić. W dodatku mężczyźni to nudziarze. Bez urazy Pete - zaśmiałam się cicho.
                - Nie skąd - zachichotał. - A jak widoki? Na którym piętrze masz apartament?
                - 76 co jest przerażające, bo wszystko w dole wygląda jak jakaś miniaturka. A za tą plazmę cie zabije - mruknęłam. Usłyszałam jego cichy śmiech.
                - Sory, poniosło mnie. - Oczami wyobraźni widziałam jego szeroki uśmiech. Wzniosłam oczy do nieba. Był starszy 6 lat ode mnie, a zachowywał się jak dzieciak.
                - Odrobine - zakpiłam. - A co u Megan?
                - Pokłóciłem się z nią wczoraj - powiedział smutno. Megan była dziewczyną Petera prawie od zawsze. Chodzili ze sobą już w szkole średniej i rzadko się kłócili, dlatego zmartwiło mnie to co mogło się stać.
                - O co poszło?
                - Uważa, że ktoś w moim wieku powinien się już ustatkować i twierdzi, że jestem niedojrzały - burknął. Zmarszczyłam brwi w zastanowieniu. - Przecież mieszkamy razem od dwóch lat, a ja mam świetną pracę, nie rozumiem o co jej chodzi...
                - Peter.
                - Tak?
                - Jak długo jesteś z Meg?
                - Jakieś 10...może 11 lat - odparł po krótkim zastanowieniu. Pokręciłam głową. Wciąż się nie domyślił?
                - Pete, Meg potrzebuje czegoś poważniejszego i trwalszego - powiedziałam powoli. Po drugiej stronie zapadła cisza.
                - Masz na myśli...małżeństwo? - wydukał. W myślach pękałam ze śmiechu. 28-letni mężczyzna bojący się słowa na 'm'.
                - Tak Pete. Meg jest typową dziewczyną, chce białej sukni, kwiatów i pierścionka. I dzieci. Jesteś tam jeszcze?
                - Tak tak. Po prostu...trochę mnie zatkało - mruknął. Usłyszałam jak bierze głęboki wdech. - Chyba masz rację.
                - Jeśli jej się oświadczysz, chce być pierwszą osobą, która się o tym dowie! - zagroziłam. Peter zachichotał doskonale wiedząc, że nie cierpię wszystkiego co związane ze ślubem.
                - Tak będzie. Muszę już kończyć słońce, mam nadzieje, że ktoś cie w końcu złamie - powiedział.
                - Co? - Uniosłam brew.
                - Chce siedzieć w pierwszym rzędzie, gdy jakiś chłopak w końcu skradnie ci serce - zaśmiał się. Przewróciłam oczami.
                - To się nie stanie Pete.
                - Daj pomarzyć człowiekowi.
                - Na razie Peter.
                Rozłączyłam się i położyłam telefon na stoliku. Mój brat sądził, że coś jest ze mną nie tak, bo mam zupełnie inne priorytety niż inne dziewczyny w moim wieku. Dla mnie najważniejsza była praca, a małżeństwo wydawało się odległym obowiązkiem. A jeśli kogoś kiedyś poślubię to na pewno nie z miłości.
                Próbowałam napisać coś nowego, ale w głowie miałam kompletną pustkę. Zebrałam się w końcu z kanapy, żeby pójść w końcu do Central Parku i coś przekąsić. Byłam już prawie przy wyjściu, kiedy zawołał mnie niebieskowłosy chłopak. Odwróciłam się i posłałam mu lekki uśmiech. Nie chciałam sprawiać wrażenia niemiłej, wystarczy że własny brat uważał mnie za zrzędliwą.
                - Gdzie to się wybierasz? - spytał wpatrując się we mnie intensywnie niebieskimi oczami. Dzisiaj były jeszcze ciemniejsze, tak jak jego włosy. Musiał długo szukać soczewek w takim samym odcieniu jak farby.
                - Do Central Parku - odparłam. Zmarszczył brwi jakby moja odpowiedź była zbyt normalna.
                - Jesteś pewna? - Przewiercał mnie wzrokiem na wskroś. Przełknęłam ślinę. Zaczynałam czuć się naprawdę nieswojo w jego towarzystwie.
                - Tak jestem. Jakiś problem? - Uniosłam brew i wyprostowałam się, żeby podkreślić swoje słowa. To, że wciąż byłam do niego niższa było inną sprawą.
                - Nie skąd. - Posłał mi piękny uśmiech, ale nie dałam się nabrać. Coś do mnie miał tylko nie chciał powiedzieć co.
                - W takim razie miłego dnia - odparłam i wyszłam na dwór.
                - Wzajemnie... - mruknął.
                Odwróciłam się jeszcze na chwilę, żeby na niego spojrzeć i wydawało mi się jakby jego oczy na chwile zabłysły. Zamrugałam powiekami i odwróciłam wzrok. Miałam szczęście, bo akurat jechała wolna taksówka i nie musiałam stać tu jak głupia przez 10 minut. Wsiadając do samochodu poczłam nagle czyjś ciepły oddech na karku. Odwróciłam się gwałtownie, ale nikogo za mną nie było. Przełknęłam ślinę i cała rozdygotana usiadłam z tyłu żółtego potwora. Zdałam sobie sprawę z tego, że trzęsą mi się ręce kiedy kierowca mnie o to spytał. Może rzeczywiście powinnam dłużej sypiać.
Byłam zachwycona Central Parkiem, czułam się jak w innym świecie, jakbym była z dala od miasta podczas, gdy w rzeczywistości byłam dokładnie w jego środku. Nie mogłam usiedzieć na miejscu i cały czas krążyłam po tym miejscu, odkrywając nowe zakątki. W końcu stwierdziłam, że naprawde powinnam w końcu coś zjeść, więc podeszłam do jednej ze sprzedających jedzenie mini ciężarówek. Stanęłam w kolejce i rozglądnęłam się za tym co bym mogła sobie kupić. Dwie kobiety za mną zawzięcie o czymś rozmawiały, więc mimowolnie musiałam ich słuchać.
                - ...Tom zachowuje się naprawde dziwnie odkąd wrócił ze szpitala po tym okropnym wypadku. Bez przerwy opowiada o tym, że ktoś był w tym płonącym budynku i pomógł mu się z niego wydostać. Bredzi coś o tym, że  tego kogoś ogień w ogóle nie dosięgał, jakby się odsuwał, gdy on był w pobliżu. Straż pożarna powiedziała, że tam nikogo poza nim nie było w momencie wybuchu pożaru i musiał mieć omamy. Szczerze mówiąc boje się troche o niego, bo...
                - Co podać? - Wysoki głos blondynki w okienku wyrwał mnie z otępienia.
                Spojrzałam na nią i szybko powiedziałam co chce. Niecałą minutę później dziewczyna podała mi moją kanapkę z kurczakiem. Ruszyłam w kierunku prześwitującego przez drzewa miasta. Pewnie powinnam się lepiej odżywiać, ale nie mogłam sobie wyobrazić siebie gotującej na kuchence, która kosztowała pewnie tyle ile wynosiła moja półroczna wypłata w poprzedniej pracy. Wolałabym starą, dobrą kuchenkę gazową, która nie wysiadłaby, gdyby zrobił to prąd. Zastanawiałam się czy by po prostu nie przeprowadzić się do jakiejś małej kamienicy. Gdy jechałam taksówką widziałam mnóstwo takich, dumnie stojących na drugim końcu ulicy pełnej nowoczesnych apartamentowców. Jednak musiałabym powiedzieć o tym Peterowi, żeby nie płacił za mój pobyt w apartamencie skoro przestałabym tam mieszkać. A nie chciałam wyjść na niewdzięczną.
                Wróciłam taksówką. Powoli to stawało się rutyną. Chociaż wciąż czułam się jak kretynka stojąc na krawędzi chodnika i machając na wszystkie żółte pojazdy. Na razie jednak wolałam to niż metro. To głupie, ale myśl o byciu pod ziemią mnie przerażała. Może kiedyś się odważę, ale na razie będę wydawać krocie na taksówki. Kiedy znalazłam się na miejscu było dopiero koło 14. Nie wiedziałam co miałabym teraz ze sobą robić, ale nie zamierzałam już nigdzie wychodzić. Otworzyłam szklane drzwi prowadzące do wnętrza budynku. Posłałam uśmiech znajomemu ochroniarzowi i ruszyłam w kierunku wind. Dzięki wycieczce do parku byłam na powrót całkowicie rozluźniona. Potrzebowałam na chwilę zapomnieć o tym gdzie jestem. Nacisnęłam okrągły płaski guzik na ścianie. Czekałam na windę nieco niecierpliwie. Nie mogłam się doczekać kiedy położe się na kanapie i poszukam informacji o 'Michael's Magazine'. Może przeczytam też parę ostatnich artykułów. Chciałam być przygotowana na wszystko kiedy jutro wejdę tam jako oficjalny pracownik. Usłyszałam krótki dźwięk sygnalizujący przyjazd windy. Drzwi się rozsunęły i ze środka wyszło kilkoro mężczyzn w garniturach. Przesunęłam się, żeby mnie nie stratowali. I wtedy zobaczyłam jego. Nie zdążyłam mu się nawet dokładnie przyjrzeć, ale nawet krótka chwila wystarczyła by obraz jego przystojnej twarzy wrył mi się w pamięć. Był wyższy niż inni i ubrany bardziej swobodnie. Jego rysy były tak idealne i męskie, że to aż niemożliwe, żeby był prawdziwy. Miał burzę loków, która absurdalnie sprawiała, że wydawał się być jeszcze pociągający. Ale to jego oczy sprawiły, że wstrzymałam oddech. Dwie zielone głębiny pełne sekretów i tajemnic. Ich kolor był tak intensywny, tak piękny, że aż nieprawdziwy. Nawet na mnie nie spojrzał, ale kiedy przechodził obok mnie poczułam coś jakby uderzenie ciepła. Ale to nie było gorąco, które mogłabym poczuć na widok przystojnego faceta. To było coś innego. To jakby....pochodziło od niego. Nie potrafiłam tego wytłumaczyć. Jakby miał własną aurę, którą promieniował na wszystkie strony. Potrząsnęłam głową, gdy zdałam sobie sprawę z tego, że wszyscy wyszli już z windy, a ja stoję tu nieruchomo jak posąg. Albo kretynka. Wsiadłam do środka i nacisnęłam odpowiedni guzik. Winda ruszyła, a ja oparłam się o jedną z jej ścian. Zorientowałam się, że moje serce galopuje w piersi jak szalone, a oddech jest nienaturalnie szybki. Zamknęłam oczy, żeby się uspokoić. Chłopak wyglądał na niewiele starszego ode mnie, dlaczego więc czułam się przy nim taka słaba, jakby o jego przewadze nade mną i wszystkimi wokół nie warto było nawet rozprawiać? To było niedorzeczne. Zatęskniłam za swoim całkowicie normalnym i przeciętnym życiem w Los Angeles.

***

                Postanowiłam dla odmiany pójść wcześniej spać. Odpoczynek powinien dobrze mi zrobić, bo świruje odkąd tu jestem. Weszłam do sypialni i rozsunęłam zasłony. Tak dla pewności jakby to coś z poprzedniej nocy miało się pojawić. Nie mogłam się powstrzymać i stałam chwilę patrząc na miasto. Westchnęłam i oparłam się o szybę. Świadomość, że jest ona jedyną barierą pomiędzy mną i przepaścią jakoś nie robiła na mnie wrażenia. Bycie tak wysoko wydawało się być dla mnie wręcz naturalne. Zamknęłam na chwilę oczy. Mimo wszystkich komplikacji byłam szczęśliwa, że tu jestem. To było dla mnie wyzwanie, chyba jedno z nielicznych jakie podjęłam w życiu. Poszłam się położyć i kilka minut później zasnęłam.
                Obudziłam się wypoczęta jak nigdy. Otworzyłam oczy z uśmiechem, który szybko zgasł. Dlaczego wciąż było ciemno? Zmarszczyłam brwi i podniosłam się nieco, żeby spojrzeć przez okno. Miałam wrażenie, że moje serce przestało bić kiedy mój wzrok padł na miejsce, gdzie powinno widać miasto, ale natrafił na przeszkodę. Zasłony były ściśle zasłonięte. Jestem pewna, że wczoraj specjalnie zostawiłam je odsłonięte! Zerwałam się z łóżka i szybko pokonałam odległość dzielącą mnie od okna. Gwałtownie rozsunęłam zasłony. Miasto dopiero się budziło, niebo było zaledwie lekko pomarańczowe co świadczyło o tym, że gdzieś tam za wielkimi budynkami słońce budzi się do życia. Ręce mi drżały, więc skrzyżowałam je na klatce piersiowej i oparłam czoło o szybę, żeby się uspokoić. To niedorzeczne. Zasłony nie mogły same się tak po prostu przesunąć. Może zrobiłam to przez sen? Nigdy nikt mi nie mówił, żebym lunatykowała i jakoś nie wydawało mi się, żebym zrobiła to tym razem. Po prostu zwariowałam. Cudowny początek dnia.
                Było koło 6 kiedy ktoś zapukał do drzwi. Nie miałam pojęcia kto to może być, bo nie miałam tu przecież jeszcze żadnych znajomych. Wstałam z kanapy i poprawiłam swoją granatową spódnicę. Przybrałam na twarz uśmiech, który miał ukryć moje zdenerwowanie i otworzyłam drzwi. Poczułam w środku ulgę kiedy zobaczyłam, że to tylko ten niebieskowłosy chłopak z recepcji. Dzisiaj wydawał się spokojniejszy i przysięgam, że nawet jego błękitne oczy były jaśniejsze. Nie znałam nikogo kto tak często zmieniałby soczewki kontaktowe. Cóż, nie znałam też nikogo kto farbowałby włosy na niebiesko, ale to już inna sprawa.
                - Hej, coś się stało? - spytałam opierając się o framugę.
                - Właściciel budynku chce się z Tobą widzieć - powiedział z wyraźną złośliwością. Zmarszczyłam brwi. Nie wiem czego się spodziewałam, ale na pewno nie tego.
                - Dlaczego? Wydaje mi się, że nie sprawiam żadnych problemów sąsiadom.
                Byłam coraz bardziej skonsternowana. Nie znałam ani jednego powodu, dla którego właściciel mógłby chcieć się ze mną widzieć. Poza tym na ogół wszystkie sprawy załatwia się telefonicznie, więc dlaczego ten ktoś chce porozmawiać ze mną osobiście?
                - Nie o to chodzi - odparł. Widziałam, że powstrzymywał się od przewrócenia oczami.
                - Więc o co? - spytałam może nieco zbyt agresywnie.
                - Dowiesz się na miejscu - stwierdził wskazując dłonią w kierunku windy. Co? Miałam tam iść teraz? Nic już z tego nie rozumiałam.
                - Gdzie ten właściciel czeka? W recepcji? - spytałam biorąc klucz z wieszaka na płaszcze. Zamknęłam drzwi i nacisnęłam na klamkę, żeby upewnić się, że zrobiłam to prawidłowo. Poszłam za chłopakiem aż do windy, która jakimś cudem cały czas stała na moim piętrze. Wsiadłam do środka i już chciałam nacisnąć guzik z cyferką zero, kiedy chłopak pokręcił przecząco głową i kiwnął głową do góry. - Które piętro?
                Chłopak nacisnął guzik z największą liczbą. To dziwne, bo wydawało mi się, że Peter mówił, że ten budynek miał 90 pięter. A teraz z pewnością jechaliśmy na 91. Piętro, które nie powinno istnieć.

12 komentarzy:

  1. Cuuudo. <3 Szybko nexta napisz. Życzę weny <3 :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham to tak bardzo <3<3<3 nie mogę doczekać się nr!

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow !!!Genialne ! Już to uwielbiam . To tylko kwestia czasu kiedy to opowiadanie bd miało tysiące wyświetleń . A ;***

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudowności <3 Nie mogę się doczekać dalszego ciągu .;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Lol! Świetne. Hmmm... Czy tym właścicielem nie jest ten chłopak z burzą loków? Ciekawe, może ma na imię Harry?
    Ale wracając rozdział zajebisty. :* *-:) :3 <3 ^·^
    ~Wiecznie-spóźniona-nie-mogąca-zalogować-się-na-swoje-konto-AnomaNoma

    OdpowiedzUsuń
  6. OMG !! Nie mogę !!! *.* I jeszcze te niebieskie włosy Niall'a do których się nie mogę przyzwyczaić ^^ Rozdział ? C-U-D-O-W-N-Y !!!<3333 Życzę weny ;*** BŁAGAM DAWAJ SZYBKO KOLEJNY !!! <333333
    Zapraszamy :
    http://little-things-one-direction-love.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak zwykle, długo zbierałam się, aby przeczytać ten rozdział, ale w końcu jestem :D
    Komentarz nie będzie zbyt długi, bo spieszę się do wyjścia, ale postaram się coś napisać spod moich zimnych rąk.
    Ana ma ze mną dużo podobieństw i świetnie uderzyłaś w to, że miłość nie stanowi dużej części naszego życia. Miłość to coś, bez czego można się obejść. Można "wygrać" życie. I jestem zadowolona z tego, że nie jestem jedyną osobą, która od miłości trzyma się z daleka i po prostu nie ugania się za tym popularnym uczuciem. Tak jak Ana, nigdy nie byłam typową nastolatką. I to, że główna bohaterka ma ten sam sposób myślenia co ja, sprawia, że jestem podniesiona na duchu, mimo, że panna Parker jest postacią fikcyjną.
    Natomiast z drugiej strony Ana jest taka denerwująca dla mnie i po prostu...no...nieważne.
    Ciekawi mnie postać Nialla i Harry'ego w Twoim ff, bo czuję, że aniołki sporo namieszają.
    NO I TO PIĘTRO.
    Rozbiłaś mnie tym i będę z niecierpliwością czekać na wyjaśnienie całej sytuacji :)
    Pozdrawiam,
    Nieuchwytna Earnest.

    OdpowiedzUsuń
  8. czekam na następny zaciekwiło mnie to 91 piętro i dlaczego o 6 ma się spoktać z waścielem O. czekam na wyjaśnie całej sytacji :)

    OdpowiedzUsuń
  9. czekam na nasępny xx♥

    OdpowiedzUsuń
  10. Cześć, słoneczko! Na początek chciałam Ci cholernie podziękować za komentarz na moim blogspocie:)
    Przepraszam, że nie zajrzałam tutaj zaraz, gdy dodałaś u mnie komentarz lecz nie miałam czasu. Przejdę do rzeczy- spodobał mi się i będę go czytać na stałe. Może nie koniecznie będę zawsze komentować bo tylko w weekend znajduję czas na laptopa a w tygodniu, na telefonie źle mi się dodaje komentarze.
    Kurde, zdaję mi się, że Horan jest tym niebieskowłosym i tylko ona widzi ten kolor włosów, ponieważ też będzie tym aniołem.Nie wiem, ale taką mam wizję bo nie zdaje mi się żeby niebieskowłosy pracował w hotelu, haha A między innymi, też zdaje mi się, że dotyk na karku oraz zasłonięte zasłony to jego sprawka. Serio! Popraw mnie jeżeli się mylę!:D
    Jeszcze raz dziękuję za fajny komentarz u mnie, pozdrawiam, życzę weny~Panda z www.lastbreath-fanfiction.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  11. <3 whow <3 zajebisty :))

    OdpowiedzUsuń

Twoja opinia jest dla mnie najważniejsza czytelniku.