11 kwietnia 2014

4. Blinding



            Regularne pulsowanie w głowie wybudziło mnie ze snu. Przetarłam twarz dłońmi, marząc o powrocie do krainy snu. Nic z tego. Otworzyłam oczy krzywiąc się przez intensywność światła, które uderzyło we mnie boleśnie. Nakryłam twarz kołdrą i policzyłam do 10. Musiałam wziąć się w garść. Dzisiaj był pierwszy dzień prawdziwej pracy w redakcji. Nie mogłam zawieść już na początku. Z ociąganiem wstałam z łóżka i powłóczając nogami jak zombie dotarłam do łazienki. Spojrzałam w lustro i prawie krzyknęłam na widok swoich włosów. Wyglądały koszmarnie, jakbym miała bliższe spotkanie z huraganem Katrina. Chciałam wziąć prysznic kiedy zdałam sobie sprawę z tego, że jestem ubrana. I to nie w to w czym kładłam się spać. Miałam na sobie normalny strój do pracy. Natychmiast się wybudziłam i oparłam o ścianę. Kiedy to się stało? Lunatykowałam i ubrałam się we śnie? To było niemożliwe. Każda z tych rzeczy była dokładnie wyprasowana. Gdybym miała zrobić to przez sen to skończyłabym poparzona w spalonym apartamencie. Więc co do cholery?! Zwariowałam. To jedyne wytłumaczenie wszystkich dziwnych rzeczy, które mi się przytrafiły odkąd tu przyjechałam. Pomasowałam sobie skronie, bo ból głowy doprowadzał mnie do jeszcze większego szaleństwa niż możliwość tego, że moje zdrowie psychiczne jest zagrożone. To się zaczęło odkąd tu przyjechałam. Może to znak? Może powinnam wrócić do Los Angeles i pogodzić się z porażką? Zacisnęłam zęby. Nie mogłam się poddawać paranoi. Na wszystko jest racjonale wytłumaczenie. Czułam, że okłamuje samą siebie. Miałam wrażenie dziwnej pustki w umyśle. I coś jakbym o czymś zapomniała. Tylko nie pamiętałam o czym mogłabym zapomnieć. Inteligentne prawda?
            Wyszłam z apartamentowca w takim roztargnieniu, że nawet nie zauważyłam, że blondyn z recepcji życzył mi miłego dnia. Zauważyłam taksówkę, z której właśnie ktoś wychodził i korzystając z okazji pobiegłam szybko i zajrzałam przez uchylone okno do środka.
            - Przepraszam, jest pan teraz wolny? - spytałam kierowcę w podeszłym wieku.
            - Oczywiście, zapraszam do środka - odparł z uśmiechem, który wywołał wokół jego oczu urocze zmarszczki.
            Odetchnęłam z ulgą i otworzyłam tylne drzwi. Nagle zawiał silny wiatr, który uderzył prosto we mnie. Moja głowa zaczęła pulsować i poczułam dziwne szarpnięcie w całym ciele. Otworzyłam szeroko oczy. W moim umyśle pojawiła się liczba 91. Zmarszczyłam brwi i wsiadłam do środka. Wymamrotałam adres, pod który miał mnie zawieść kierowca i rozsiadłam się wygodnie na siedzeniu. Podziękowałam w duchu, że kierowca zainwestował w neutralny odświeżacz powietrza, a z radia wydobywały się spokojne dźwięki starej piosenki o minionej młodości. Wszystko lepsze niż głupie ballady o miłości.
            - Wiadomości z ostatniej chwili, słynny pisarz Marco Finnegan zmarł dziś rano w wieku 91 lat w swoim domu w... - wydobył się głos spikera. Kierowca przełączył na inną stacje w połowie zdania mężczyzny.
            Znowu ta liczba. 91. Dlaczego mam wrażenie, że jest taka ważna?

***

            Gdy tylko weszłam do redakcji powitał mnie tak jak ostatnio zapach świeżo parzonej kawy. Kąciki moich ust same uniosły się ku górze. Ciemnoskóra recepcjonistka uśmiechnęła się szeroko na mój widok. Dzisiaj miała na sobie zieloną sukienkę w egzotyczne wzory, a na to zarzuconą niedbale marynarkę. Poczułam się jak zwykła szara myszka w swoich zwyczajnych, chociaż eleganckich, ubraniach. Granatowa spódnica i zwykła biała bluzka z dekoltem w kształcie serca prezentowała się marnie przy zestawie dziewczyny.
            - Dzień dobry - powiedziałam z sympatią.
            - Dzień dobry! - rzuciła entuzjastycznie. - Możesz mówić do mnie Marissa, wszyscy mówią tutaj do siebie po imieniu.
            - Ana - odparłam przyglądając się korytarzowi, w którym zapewne mieściły się gabinety moich współpracowników.
            - To skrót czy pełne imię?
            - Pełne imię. - Uśmiechnęłam się krzywo. Zawsze mnie o to pytano. Niektórzy byli bardzo uparci twierdząc, że Ana to skrót od Anabelle lub Anastacia.
            - Rozumiem. Będziesz miała własny gabinet jak kilku wyższych stanowiskiem osób, reszta pracuje na sali głównej.
            - Mogę ich poznać? - spytałam nieśmiało. Bałam się jak na mnie zareagują. Prawdopodobnie wszyscy są starsi ode mnie przynajmniej 10 lat. To takie dziwne.
            - Oczywiście!
            Ruszyła szybkim krokiem w absurdalnie wysokich szpilkach. Ledwo za nią nadążałam, a byłam w płaskich butach! Wprowadziła mnie do dużej sali gdzie pracowało co najmniej 30 osób w tradycyjnie oddzielonych od siebie cieniutką ścianką stanowiskach, tworzących plątaninę korytarzy. Zdążyłam przejść zaledwie krok kiedy zobaczyłam jak z jednego ze stanowisk wstaje wysoki chłopak w kurtce skórzanej i startych dżinsach, przeklinając na czym świat stoi. Uniosłam brew i spojrzałam pytająco na Marisse. Ta tylko przewróciła oczami i poprowadziła mnie dalej, obok tego chłopaka. Nie mogąc się powstrzymać, obróciłam się przez ramię, żeby zerknąć na niego jeszcze raz. Był niesamowicie przystojny, ale to co zwróciło moją uwagę to to, że wyglądał na bardzo młodego. Okej, nie tak jak ja, ale nie mogł mieć więcej niż 26/27 lat. Dopiero teraz zauważyłam dlaczego był taki wzburzony. Cichy chichot wydobył się z moich ust na widok kawy, która zamiast w kubku, znajdowała się na spodniach chłopaka. Zarumieniłam się, gdy spojrzał w moim kierunku oczami w odcieniu ciepłej czekolady. Lekko się speszył, ale poza tym dalej wydawał się tak samo przytłaczający i niepokojący jak wcześniej. Tylko te mokre spodnie...
            - To Liam. Zignoruj go. Co chwilę odwala coś takiego - mruknęła Marissa.  Obróciłam się i coś do mnie dotarło. Co? Od kiedy ja się rumienię przez chłopaka? Teraz naprawdę zaczynam świrować. Peter miał racje. Muszę więcej spać. - Pracuje tu od niedawna i już zdążył zrobić nam tu małą demolkę, ale jest dobry więc Caroline wciąż go tu trzyma. Był do tej pory najmłodszym pracownikiem. A teraz będziesz nim Ty. Musisz wiedzieć, że niektórzy podchodzili sceptycznie do Twojego przyjęcia na stanowisko redaktor naczelnej, szczególnie Johnson z działu kultury, ale nie przejmuj się nim. To stary gbur. - Mrugnęła do mnie. - Samantha!
            Kobieta wyglądająca na wczesną 30-stkę spojrzała na nas ze swojego stanowiska i uśmiechnęła się na nasz widok. Miała długie do ramion i nieco zaniedbane włosy w odcieniu mahoniowym i bardzo delikatne rysy twarzy. Jej blada karnacja idealnie współgrała z niebieskim damskim garniturem, który nosiła. Wielkie szare oczy spoglądały na nas z sympatią zza okrągłych szkieł w czarnych oprawkach.
            - Sammy, to jest Ana Parker, Ana, to Sammy - przedstawiła nas sobie Marissa.
            Bąknęłam coś na powitanie, ale na szczęście nie musiałam szukać tematu do rozmowy, bo wkrótce zebrało się wokół nas więcej pracowników i wszystko wychodziło naturalnie. Większość była dla mnie bardzo miła i zainteresowana tym jak udało mi się w takim wieku tyle osiągnąć, jednak kilka osób było wyraźnie wrogo do mnie nastawionych. Cóż, nie da się zdobyć sympatii każdego. Chociaż wolałabym nie mieć tu żadnych wrogów. Nagle poczułam, że ktoś za mną stoi. Odskoczyłam lekko, gdy zobaczyłam przed sobą klatkę piersiową przytłaczających rozmiarów, należącą do Liama.
            - Hej - powiedział niskim głosem. - Jestem Liam. To przyjemność zobaczyć tu w końcu jakąś miłą, ładną twarz. - Marissa parsknęła śmiechem, a Samantha odwróciła wzrok.
            - Ana. Widzę, że zmieniłeś spodnie - odparłam nie potrafiąc powstrzymać uśmiechu. Chłopak nie wydawał się być ani trochę speszony tym stwierdzeniem.
            - Pierwszy raz w życiu coś takiego mi się zdarzyło - odparł, a Marissa wybuchła jeszcze większym śmiechem, który odwzajemniło kilka osób. Widocznie Liam był większą niezdarą niż był skłonny przyznać.
            - Nie wiem dlaczego się śmiejecie - mruknął. Oparł się o ręką o wysoką szafkę z przyklejoną do drzwiczek karteczką 'archiwum C26', cokolwiek to znaczyło. Zwrócił się do mnie z błyskiem w oczach. - Może pójdziesz ze mną po pracy na miasto? Możemy coś zjeść, pójść na kawę, Ty wybierasz.
            Uśmiechnął się zachęcająco. Jego pewność siebie była nieco denerwująca. Zdawał się nie przyjmować do wiadomości takiej możliwości, że mogłabym mu odmówić. Wyczuwałam przerośnięte ego na kilometr.
            - Wybacz, ale raczej nie. Nie mam czasu na takie rzeczy - stwierdziłam z nieco złośliwym uśmieszkiem. Chłopak wyprostował się i spojrzał na mnie nieco zaskoczony. Tak, zdecydowanie nie spodziewał się odmowy. W jego oczach błysnęło żywe zainteresowanie.
            - W końcu ulegniesz mojemu urokowi - powiedział starając się brzmieć pociągająco.
            - Nieee... Nie sądze. - Pokręciłam głową rozbawiona. Za jego tekst o uleganiu powinnam strzelić mu w twarz, ale był zbyt słodki, więc tylko śmiałam się z innymi. Chyba zyskałam trochę sympatii Samanthy po tym jak mu odmówiłam. Dobrze. Wydawała się być sympatyczna i nie chciałabym być jej wrogiem.

***

            Wracając taksówką do domu, uśmiech nie schodził z mojej twarzy. Uwielbiam tą prace. Szybko pojęłam na czym dokładnie będzie polegała moja praca, a Samantha chętnie mi we wszystkim pomagała. Nie sądziłam, że to będzie takie proste. W pracy czułam, że jestem na swoim miejscu. Wątpliwości pojawiały się dopiero kiedy wracałam do apartamentowca. To tam działo się ze mną coś dziwnego czego nie potrafiłam wytłumaczyć. Halucynacje prawdopodobnie lunatykowanie, to nie było do mnie podobne.
            Zapłaciłam taksówkarzowi i wysiadłam przecznicę wcześniej, żeby troche się przejść. Tak naprawdę nie mogłam dłużej wytrzymać stęchłego zapachu unoszącego się w samochodzie, ale pierwsza wersja brzmiała lepiej. Dzisiejszy dzień był wyjątkowo wietrzny i moje włosy ułożone w zgrabny kok, który miał ukryć ich poranny stan, wyplątały się z części spinek. Spięłam je w luźny kucyk, wiedząc, że inaczej będę straszyć. Nie wiem czy była to jakaś zależność, ale za każdym razem, gdy byłam dzisiaj chociaż przez chwilę na dworze, bolała mnie głowa. Jakby wiatr miał na to jakiś wpływ. Skrzywiłam się nieco, bo ból nasilał się z każdą sekundą. Zostało mi kilka metrów to apartamentowca kiedy do bólu doszły jeszcze zawroty głowy. Starałam się stąpać jak najostrożniej, żeby się nie przewrócić. Szukałam w torebce aspiryny kiedy uderzył we mnie silny podmuch wiatru, który zachwiał moją równowagą. Wystarczyła chwila, żeby przed moimi oczami zaczęły pojawiać się ciemne plamy, wkrótce zastępując je całkowitą czernią, która mogła świadczyć tylko o jednym. Zemdlałam.
            Czułam jak moja głowa pulsuje, a całe moje ciało ogarnia okropne gorąco. Leżałam na czymś miękkim i byłam na pograniczu świadomości i nieprzytomności. Walczyłam z chęcią zagłębienia się w otchłanie mojego umysłu i zamiast tego z całej siły starałam się otworzyć oczy, ale z jakiegoś powodu nie potrafiłam ich odnaleźć. Czułam się całkowicie zagubiona w swoim ciele. Nagle coś jakby we mnie pękło i zalał mnie przeraźliwy chłód, a przez mój umysł przepłynęły obrazy, których nie rozumiałam. Byłam tam ja i jakiś mężczyzna na dachu, ale nie pamiętałam, żeby coś takiego kiedykolwiek się wydarzyło. I wtedy wszystko ułożyło się w logiczną całość, a moje oczy rozwarły się w tym samym momencie, w którym powietrze wleciało do moich płuc z głuchym świstem. Nie wiedziałam czy mam krzyczeć czy od razu uciekać kiedy zdałam sobie sprawę z tego, że jestem na wielkim łożu, o zwyczajnej długości, ale za to szerokim na przynajmniej 5 metrów okrytym najmiększą pościelą z jaką kiedykolwiek miałam do czynienia, a tuż przed nim stoi wysoki mężczyzna, którego teraz już wiedziałam, że znam. I wtedy z mojej piersi wydobył się krzyk. Zerwałam się z łóżka i pobiegłam do najbliższych drzwi z paniką pociągając za klamkę. Wiedziałam, że zamek będzie zamknięty, jednak to nie zmieniło faktu, że dostałam ataku histerii kiedy potwierdziły się moje przypuszczenia. Przycisnęłam plecy do drewna i spojrzałam ze strachem na swojego towarzysza. Tym razem nie wydawał się być tak opanowany jak na dachu. W jego oczach czaił się niepokój i nieposkromiona ciekawość. Nawet mimo mojej sytuacji jego uroda uderzyła we mnie ze zdwojoną siłą. To że nie wierzyłam w miłość nie znaczy, że to na mnie nie działało. W dodatku zdawało mi się jakby promieniowało od niego dziwnie przytłaczające uczucie, ciepło i władza. Dziwne skojarzenie, ale właśnie takie były moje odczucia. Ale nie mogłam zapominać, że uroda to nie wszystko. Ten mężczyzna zrzucił mnie z dachu ogromnego apartamentowca. Powinnam być martwa. A jednak jakimś cudem cały czas tu stałam, zamknięta w obcym mieszkaniu, z obcym mężczyzną i szansami na ucieczkę równymi zeru.
            Kiedy mężczyzna zrobił krok w moją stronę przywarłam całym ciałem jeszcze mocniej do drzwi. Widziałam, że starał się nie wykonywać gwałtownych ruchów jakby nie chciał mnie przestraszyć. Nie wiedział tylko, że w tym akurat momencie nie przychodziła mi do głowy rzecz, która mogłaby mnie uspokoić. Jego zielone oczy zaczęły błyszczeć szmaragdowym światłem w tym samym momencie, w którym otworzył usta.
            - Nie bój się, jesteś bezpieczna - powiedział spokojnym głosem, a jego oczy cały czas wpatrzone były w moje.
            Momentalnie moje ciało się rozluźniło. Poczułam, że mogę mu ufać i że nie zrobi mi krzywdy. Przecież z nim jestem bezpieczna... Nie!!! Głos w mojej głowie kazał walczyć mi z tym rozkosznym uczuciem spokoju, które ogarniało mnie pod wpływem jego spojrzenia. Zacisnęłam dłonie w pięści, a moje płuca pracowały z podwójną intensywnością. Odpieranie tego uczucia było jak walka z wodą. Mogłam albo utonąć w tym uczuciu i stracić własną wolę, albo wypłynąć na powierzchnię zachowując zdrowe zmysły. To nie było takie proste jak się wydawało. To sprawiało mi...mentalny ból. Nie potrafiłam tego inaczej określić. Moje ciało nie cierpiało, to umysł zdawał się krwawić w boju z nieznanym wrogiem. Z narzuconą mi wolą kogoś innego. Zamknęłam oczy i odepchnęłam to uczucie. Niemal natychmiast osunęłam się na ziemię. Nie wiedziałam co się stało. Tylko to, że ON próbował mi coś zrobić, a moje ciało w pierwszym odruchu całkowicie mu uległo. To nie było normalne. Otworzyłam oczy i spojrzałam na niego wrogo.
            - Nie grzeb mi w głowie - warknęłam przyjmując postawę obronną. Harold, teraz już pamiętałam jak się nazywał, patrzył na mnie z coraz większym zdumieniem.
            - Kim jesteś? Jak to możliwe, że jesteś odporna na moją moc?! Nie jesteś aniołem ani nawet zwykłą upadłą. Więc kim? Na dachu zapanowałem nad Twoim ciałem, ale nie potrafię panować nad Twoim umysłem. Kim. Jesteś?! - powtórzył. Widziałam w jego oczach, teraz zwyczajnie szmaragdowych, że przeżywa wewnętrzną walkę. Jakby nie wiedział czy powinien mnie po prostu zlikwidować czy rozwiązać zagadkę, którą dla niego byłam. - Odpowiedz. Przysięgam na archanioła Raziela, że puszczę Cie wolno jeśli odpowiesz mi na to pytanie. I nie zbywaj mnie. Widzisz niebieskie włosy Nialla, niemożliwe żeby zwykły śmiertelnik potrafił przenikać iluzję. A jeśli w dodatku powiesz mi teraz, że widzisz moje znamię...
            Podniósł prawą otwartą dłoń. Dokładnie w środku skóra wybrzuszyła się w skomplikowanym wzorze, który zdawał się odcinać od niej nieco błękitnawym odcieniem, jakby pod spodem umiejscowione były żyły. Pokiwałam słabo głową. Nie wydawał się być zaskoczony. Widziałam w jego postawie, że nienawidził kiedy czegoś nie wiedział. To zabawne, bo w tej jednej chwili byliśmy do siebie bardzo podobni. Nie miałam pojęcia kim jestem. Nie byłam istotą jemu podobną kimkolwiek on był. Nie mogłam być. Urodziłam się w normalnej rodzinie, miałam brata, rodziców! Wiedziałabym przecież, gdyby coś było ze mną nie tak. Powiedzieli by mi przecież... Podniosłam wzrok znad podłogi i zwiesiłam ramiona w dół. Nawet strach przestał mnie martwić. Czułam się jak dziwadło. Spojrzałam Haroldowi prosto w oczy. Wzięłam głęboki wdech i powiedziałam coś czego na pewno nie chciał usłyszeć.
            - Nie wiem kim jestem.

____________________________________________________________________ 

FD: Myślę, że ten rozdział wiele Wam wyjaśnił odnośnie Any, na pewno nie jest zwykłym człowiekiem, więc kim? Jakie są Wasze teorie? Dziękuje Wam bardzo za tyle komentarzy, jesteście kochani i dajecie mi niesamowitą motywację! :))
Następny rozdział wstawię jeśli będzie przynajmniej 10 komentarzy.

16 komentarzy:

  1. Wspaniały ^o^

    OdpowiedzUsuń
  2. Uhuhu kim ona moźe być ?;> Ten rozdział jest naprawde dobry.To mnie coraz bardziej wciąga.A może to Pół anioł pół człowiek?!?!Nie wiem ,czekam na kolejny rozdział. A ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie mogę się doczekać cd. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Aaaa świetny ,świetny ,świetny, cudowny ,niesamowity .<3 Naprawdę fajny rozdział w końcu wyjaśniło się co nie co na temat Any .No ale skoro nie jest ani człowiekiem ani aniołem to kim? Może rzeczywiście jest pomiędzy.W każdym razie nie mogę się doczekać ;*;*

    OdpowiedzUsuń
  5. omg ;-; zwaliło mnie z nóg!

    OdpowiedzUsuń
  6. O matko! Błagam dodaj ten rozdział jak najszybciej! Ubóstwiam to opowiadanie. Harry i w ogóle.. OMG :D

    Pozdrawiam xx
    @daftZARRY

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie moge umieram z ciekawosci co bedzie dalej ^^ matko musze komus podziekowac za linka do ff !! Cudooo

    OdpowiedzUsuń
  8. nie wiem nie wiedza mnie przerasta dodaj rozdział ♥♥

    OdpowiedzUsuń
  9. czekam na nexta !!!! a ana nie wiem kim jest ! może aniołem ? nie wiem

    OdpowiedzUsuń
  10. super ♥ czekam ....♥

    OdpowiedzUsuń
  11. Jestem ciekawa jak potoczą się losy Any. I ku mojej uciesze dodałaś Liama! Mam nadzieję, że Ana mu nie ulegnie xd No bo w końcu ona nie wierzy w miłość, prawda?

    OdpowiedzUsuń
  12. O Bosh! Jakie to ekscytujące! Ciekawa jestem kim jest Ana? Może jakimś aniołem? Albo nieślubnym dzieckiem anioła i śmiertelnika? Czekam z niecierpliwością na dalszy ciąg.
    Życzę weny :*

    OdpowiedzUsuń
  13. To znowu ja A. piszę źebyś wiedziała że nie bd komentowac twoich prac przez 2tyg bo wyjeżdżam ,no chyba że znajde tam miejsce z dostępem do internetu . A ;**

    OdpowiedzUsuń
  14. Może jest pół aniołem pół człowiekiem? Czekam nn :*
    Buziaki i weny:*

    OdpowiedzUsuń
  15. Gdzie jest 5 rozdział? <3 Już od rana czekaaam! <3 Awww ;)) Mam nadzieję, że wstawisz szybko ;D Pozdrawiam i czekam! ;*

    OdpowiedzUsuń

Twoja opinia jest dla mnie najważniejsza czytelniku.